czwartek, 5 lipca 2007

Mój sen :P

Działo się to na Malcie. Wielkie starożytne miasto zkolonizowane przez Rzymian, wyspa choć mała, musiała być bardzo ważna bo Rzymianie zbudowali sporą metropolie przy brzegu zakłądając przy okazji port. Byłem w porcie, wyglądało to raczej jak współczesne oceanarium niż port za czasów starożytych Rzymian. Morze Śródziemne jest ciepłym morzem bogatym w ciepłowodne gatunki ryb, między innymi delfiny i rekiny, no właśnie rekiny. Delfiny były przyjazne i bardzo sprytne, ale straszne rekiny rządziły. Byłem tam chyba jakimś jęńcem albo wieżniem pracującym w "porcie". Wiedziałem, że jak uda mi się zwabić delfiny to pomogą mi się wydostać z wyspy (chodziło o to, że wsiąde im na grzbiet i odpłyną na stały ląd). Zatem zabrałem się do zwabiania, stałem na betonowym podeście za którym rozciagała się woda, było to zakryte pomieszczenie (kojarzycie może - coś jak port dla łodzi podwodnych). Za mną stało sporo osób, sama młodzież, też chcieli uciec, ale tylko ja zwabiałem delfiny, nie pamiętam jak to robiłem, ale pamiętam, że zwabiłem rekiny zamiast delfinów. Srasznie się zlękłęm, wszyscy za mną popadli w panikę i rzucili się do ucieczki. Ja zostałem i obserwowałem rekiny, wypatrując może zagubionego delfina, ale oczywiście bezskutecznie. Również panicznie rzuciłem się do ucieczki. biegłem korytarzem, minąłem jakieś pomieszczenie - chyba laboratorium, prowadzili tam badania nad stworzeniem rekina hybrydy z człowiekiem. To było straszne wisiał tam rekino-człowiek. Miał zniekształconą twarz rekinią i ciało pół rekina pół człowieka. Dowiedziałem się, że rekiny atakują brzeg z chęcia zemsty za porwanego rekina (tej hybrydy). W "porcie" panika, wszyscy chcieli dostać się do miasta, ale było to niemozliwe i nikt niepróbował, ponieważ przy głownym wejściu stali wielcy rzymscy strażnicy. Ja nie wytrzymałem, zacząłem biec do bramy, w której stali strażnicy. Jak tylko zobaczyłem pierwszego z nich przestraszyłem się, był to kusznik. Stanąłem zawachałem się, byłem już blisko bramy, chciałem zawrócić i uciec przed kusznikiem, ale on mnie zauważył. Bardzo się zdenerował, trafił mnie strzałą w łydkę. Upadłem, a on jeszcze strzelił mi w plecy, leżałem w bezruchu, chciałem wstać i się schować ale nie mogłem sie ruszać. Wtedy ktoś podszedł wyciągnął mały toporek i rozciął mi nim klatkę piersiową łamiąc po kolei wszystkie żebra...to jedyny sen którego tak dokładnie zapamiętałem, dodam jeszcze że rano jak wstałem bolała mnie łydka :)

środa, 4 lipca 2007

Sami we wszechświecie?


Czy w olbrzymim nieskończonym kosmosie (wszechświat ma granice, chciałem tylko to trochę wyolbrzymić :P) istnieje tylko jedna planeta na której panują idealne warunki do życia? Z logicznego punktu widzenia mogłoby się zdawać to niemożliwe. Takiego faktu na razie nikomu nie udało się dowieść, nie ma żadnych oficjalnych danych ani dowodów, że istnieje gdzieś w kosmosie druga planeta podobna do naszej. Można się tylko domyślać i snuć różne teorie na ten temat. Ale spróbujmy spojrzeć na to okiem sceptyka myślącego bardzo logicznie i racjonalnie. Wszechświat jest tak ogromny, że ludzki mózg nie jest w stanie sobie wyobrazić tak wielkiego obszaru, tym bardziej, że cały czas się rozszerza z prędkością bliską prędkości światła. My znajdujemy się na planecie Ziemia w układzie Słonecznym w galaktyce spiralnej zwanej "Mleczną Drogą". W niezmierzonym kosmosie znajduję się tysiące, jak nie miliardy podobnych galaktyk, a każda zawiera miliardy gwiazd. Dzisiejsza technologia astronomiczna pozwoliła dokładnie przyjrzeć się bliższym zakątkom kosmosu, a dokładnie gwiazdom, i z dokonanych obserwacji dowiedziono, że spora większość gwiazd posiada "własne" planety, które krążą wokół niej. Jaki z tego wniosek? Ano taki, że wokół któreś z nieskończonej ilości gwiazd krąży planeta, na której są warunki do życia. Niestety nie znaleziono takiej planety, choć istnieje kilka, które w mniejszym przybliżeniu są podejrzewane o posiadanie składu atmosfery bardzo podobnego do naszej. To oczywiście nie jest dowód na to, że na którejś z tych planet musi istnieć życie. Ale jak się na to spojrzy okiem naszego obserwatora (patrz wyżej) to można stwierdzić, że szansa prawdopodobieństwa, że natura kosmosu obdarzyła TYLKO jedną planetę wśród niewyobrażalnej i niepoliczalnej ilości innych planet w tak idealne warunki do życia jest żadna, nie ma takiej opcji, to było by wbrew logice nawet naszego obserwatora sceptyka. Chyba, że spojrzeć na to z innej strony, ze strony religijnej, odbiegającej całkowicie od racjonalnego rozumowania astronomów i naukowców. Nasza planeta posiada tak idealne warunki do życia, że aż prosi się o stwierdzenie, że "ktoś" maczał w tym swoje palce (Ziemia znajduję się w tzw. Ekosferze, czyli obszarze idealnym do stworzenia odpowiednich warunków do życia, jeżeli Ziemia była by za daleko Słońca tj. wykraczałaby tylko minimalnie poza granice Ekosfery, było by za zimno na Ziemi, natomiast jeśli za blisko to było by za gorąco). Czyli te drugie wyjaśnienie tłumaczyło by prawdziwe istnienie Boga, który ingerując stworzył kosmos i idealną planetę na której umieścił nas. Ale oczywiście Biblia jest napisana językiem symbolicznym, i stworzenie świata w 7 dni jest tylko przenośnią, różnie interpretowaną, w różnych środowiskach religijnych. Oczywiście wszystko powyżej to tylko teoria, która moim zdaniem jest logiczna i wiarygodna.

wtorek, 3 lipca 2007

Czy podzielimy los dinozaurów?


Witam, znlazłem całkiem przypadku w necie wypowiedź pewnego francuskiego biologa i mysliciela, Jean’a Rostand’a, który twierdzi, że podzielimy los dinozaurów i innych wymarłych gatunków, ponieważ w przyrodzie wszystko jest przemijające:

„Gatunek ludzki przeminie tak samo, jak przeminęły dinozaury. Nie pozostanie po nas nawet to, co pozostało po neandertalczykach, których szczątki przynajmnjeij znalazły schronienie w muzeach potomków. W maleńkim zakątku wszechświata, jakim jest Ziemia, raz na zawsze zakończy się śmieszna przygoda protoplazmy[...]. Wspominając swoje początki, człowiek ma z pewnością wystarczająco dużo powodów do dumy. A jest tak nowy na tej planecie, że jego obecność zajmuje mniej niż 0,05 procent historii Ziemi. Przed człowiekiem miliony gatunków królowały w przyrodzie. Również przed nim gatunki te wymarły, pozostawiając w najlepszym wypadku ślad w postaci kilku kości lub odcisku w skamielinach. Człowiek, mimo swojej dumy i gorączkowych fantazjii na własny temat, również może wyginąć i przeistoczyć się w przyszłości w zwierzę tak legendarne, jakim dziś jest dla nas dinozaur”.

poniedziałek, 2 lipca 2007

Zegar historii Ziemi

Ziemia zaczęła się tworzyć około 4,6 miliarda lat temu. Dla człowieka liczba ta nie ma większego znaczenia, gdyż jest niewyobrażalna. Aby chociaż w przybliżeniu uzmysłowić sobie to, co działo się na naszej planiecie przed pojawieniem się dwunożnych istot umiejących pisać i czytać i jak mało miejsca zajmują w dzejach świata, posłużmy się przykładem podanym przez amerykańskiego geologa, Dona Eichara, w książce „Geologic Times”. Dla uproszczenia sbróbujmy sobie wyobrazić, że owe 4,6 miliarda lat zostało zawarte w kalendarzu obejmującym rok, czyli 4,6 miliarda lat = 365 dni. I tak, przez styczeń i luty tego symbolicznego roku nie działo się nic interesującego. Skały, które możemy dziś oglądać, powstały dopiero w marcu. Dopiero w maju pojawiły się na Ziemi pierwociny życia, czyli pierwsze organizmy zdolne do reprodukcji. We Wakacje pojawiły się pierwsze w historii organizmy komórkowe. Długo czasu minęło zanim pojawiły pojawiły się rośliny i zwierzęta bo dopiero w listopadzie. W połowie grudnia ziemską przestrzenią zawładnęły dinozaury i inne gady z tego okresu. Przeżyły one blisko 200 milionów lat, ale w naszym kalendarzu ich epoka trwała dość krótko, bo zakończyła się już 25 grudnia. Po ich nagłym wyginięciu środowisko powoli zaczęły wypełniać ssaki. W nocy 31 grudnia pojawią się pierwsze istoty człekoształtne, które w końcu ostatniej minuty roku zaczeły tworzyć cywilizację. Rzym był panem świata zachodniego jedynie przez 5 sekund: od godziny 23.59 minut 45 sekund do godziny 23.59 minut 50 sekund. Podczas tych ostatnich sekund w roku w Palestynie narodził się Chrystus, którego wpływy rozciągneły się na następne sekundy. Na trzy sekundy przed końcem roku Europa odkrywa na zachodzie nowy kontynent, Amerykę. Dzięki odkryciom naukowym człowiek zdał sobie sprawę ze swojego miejsca w kosmosie w ułamku ostatniej sekundy przed tym, jak zegar wyobraźni wybił 12 uderzeń współczesności.

niedziela, 1 lipca 2007

Gigant ze Szkocji


Był nim Angus MacAskill urodzony w 1825r. Jako mały chłopiec nie wyróżniał się niczym szczególnym, był po prostu niedużym zwykłym chłopcem jakich było wielu w Szkocji w XIX wieku. Jednak w wieku 5 lat zaczął gwałtownie szybko rosnąć. W wieku 14 lat był tak duży, że gdy przechodził przez ulicę ludzie naśmiewali się z jego wzrostu. Gdy miał 16 lat nie mogąc znieść natarczywych ubliżeń, wypłynął w morze. Dopłynął do jakiegoś portu gdzie odbywała się potańcówka, gigant nie umiejący tańczyć stał pod ścianą, miał tak duże stopy, że jeden z tańczących ciągle go deptał, a jak zaczął obrażać Angus'a ten uderzył go z taką siłą, że leżał nie przytomny na kilka godzin. Angus zazwyczaj był łagodnym olbrzymem, ale słynął z tego, że lubił demonstrować swoją siłę. Miał 235 cm wzrostu i obwód klatki piersiowej prawie 2 m i przy zawartości tłuszczu w organizmie prawie zerowej ważył 190 kg. Był nie tylko największy ale i najsilniejszy. Potrafił przenosić konie przez ogrodzenia, z łatwością zastępował konia przy pługu, przenosił 18 metrowe drewniane belki kilkaset metrów, raz nawet podniósł beczkę z whisky ważącą ponad 600 kg. i pił z niej jak z filiżanki. Miał hopla na punkcie swojej siły, potrafił nawet zakładać się o dolara, że np. wyciągnie wóz razem z końmi w błota (oczywiście wygrał). Pewien taki zakład o mało go nie zabił. Założył się, że podniesie kotwicę ważącą ponad tonę (ciężar nie był dla Angus'a taki straszny, w przeszłości podnosił większe ciężary), z uwagi że kotwica miała bardzo nie wygodny kształt, olbrzym miał problemy z jej podniesieniem, oczywiście udało mu się ją podnieść, ale stracił równowagę i kotwica wyślizgnęła mu się miażdżąc mu ramię. Z taką kontuzją wrócił do ojczyzny i tam zmarł na nieznaną chorobę. Angus MacAskill nie był najwyższym człowiekiem na świecie, ale dzięki swojej nadludzkiej sile zapisał się w kartach historii Szkocji jako najsilniejszy człowiek jakikolwiek stąpał po ziemi.